„Obfitość” to ciąg luźno ze sobą powiązanych scen, przypominających czasem wręcz kabaret. Jednak w miarę trwania spektaklu spod owej niby to „dobrej zabawy” zaczyna wyłaniać się coś groźnego. Jak piszą o swoim przedstawieniu twórcy, „każdy z nas zadał sobie jedno pytanie: Mieć albie nie być?
Wpadając w wir zdobywania i wzbogacania się, samotni i niewinni, stajemy się katami dla samych siebie. To nie opowieść o bogatym człowieku i nie obrazek biedy. To nawet nie próba usprawiedliwienia ludzkiej chciwości. Tutaj wszystko jest proste, a może i jeszcze prostsze – raz mamy, a raz nie mamy.”