Należałoby natychmiast dodać: rzecz inspirowana meksykańskimi rycinami obrazującymi rytuał pogrzebowy. Ale parada wcale nie będzie płaczliwa, bo oto wcieli się dosłownie w życie sentencja wygłoszona na dworach: „Umarł król — niech żyje król!". Mortibus postanowił przeżyć swoją własną śmierć. Leży w barokowym karawanie, w jednej ręce trzyma pozłacany puchar. w drugiej — list kondolencyjny.
Na czele orszaku maszerują dwie gigantyczne marionety szkieletowe, karawan ciągnący mechaniczne zebry. Ale orszak jest za mały, by uczcić w pełni zmarłego — widownia staje się więc jej częścią: kobiety dostają kwiaty, mężczyźni — noty kondolencyjne. Tam, gdzie pogrzeb, tam i lament i łzy. Pojawiają się płaczki, prawdziwie rozhisteryzowane, ale... w skąpych strojach i z sieciami rybackimi. Znajdą sposób, by wszystkich zmusić do łez...